Chociaż mogłoby się wydawać, że w naszej pracy mamy głównie kontakt z dziećmi, bo w końcu to je uczymy języka angielskiego każdego dnia, to jednak znacznie częściej na tematy okołojęzykowe rozmawiamy z rodzicami. Często radzimy jak ubarwiać językową codzienność, proponujemy dodatkowe gry i zabawy, które pomagają utrwalić materiał z zajęć, podsyłamy linki do ciekawych piosenek, filmików czy publikacji. Dzięki temu nasze zajęcia to nie tylko jednorazowe wydarzenie, a pewna stała, obecna w życiu naszych uczniów. Wsparcie, które dajemy rodzicom procentuje lepszym opanowaniem materiału, dzieciaki (maluchy na równi ze starszakami) czerpią więcej przyjemności ze styczności z językiem obcym, budują pewność siebie oraz poczucie własnej wartości, bo przecież tak doskonale rozumieją wszystko co mówi lektorka.  Jednak spotykając się na co dzień z, wydawałoby się, utopijną wersją nauczania języka czasami dostajemy przysłowiowym obuchem w głowę, kiedy odbieramy telefon, a po drugiej stronie słyszymy: „Pani Magdo, ale ja nie widzę ŻADNYCH postępów. Co teraz?”.

No właśnie, co teraz?

SAME NIEWIADOME

Jak to jest z tymi postępami? Lub, jeżeli chcemy być tutaj w stu procentach szczere, ich brakiem? Jak to jest, że dziecko uczęszcza do danej szkoły językowej X lat, a rodzic jeszcze nigdy nie usłyszał zdania z ust pociechy wypowiedzianego po angielsku? Czy ta inwestycja to naprawdę dobre lokowanie swoich pieniędzy, czy raczej ich konsekwentne topienie? Czy w ogóle coś takiego, jak poziom przyswojenia języka obcego, da się zmierzyć? Czy zły wynik na szkolnym sprawdzianie jest równoznaczny z tym, że dziecko jest „antytalenciem” i nigdy nie opanuje języka obcego? A maluchy? Czy tak małe dzieci mają w ogóle szansę stać się kompetentnymi użytkownikami angielskiego? Ufff, więcej tych niewiadomych niż pewniaków. Z pomocą przychodzi nam nauka.

TROCHĘ TEORII

W swojej pracy uwielbiamy wspierać się twardymi danymi. Lubimy bazować na naukowych potwierdzeniach teorii, które z powodzeniem wykorzystujemy na co dzień. I tutaj z pomocą przychodzą nam…. krzywe. A dokładniej krzywa uczenia się wraz z krzywą zapominania. Tantaradam! I już mamy nasze odpowiedzi.

Pierwsza krzywa, uczenia, to proces, który opisał amerykański psycholog George Leonard. Wyszczególnia on różne fazy, przez które przechodzi każdy uczący się. Przekładając jego teorię na nasze szkolne życie, dzieciaki (a wraz z nimi ich rodzice) doświadczają uczucia sukcesu na przemian z poczuciem frustracji. Rozpoczynając naukę są wniebowzięci ponieważ każda nowa umiejętność daje się wyraźnie zauważyć. W ten sposób dochodzą do fazy szczytowej by w końcu zaliczyć spektakularne bam! czyli fazę upadku. Po takim spadku następuje kolejny wzrost, i znowu uczniowie nie są w stanie zauważyć postępów. Brzmi pesymistycznie? A to jeszcze nie wszystko, bo teraz na scenę wchodzi krzywa zapominania!

Krzywa zapominania inaczej zwaną krzywą Ebbinghausa, została opisana przez niemieckiego psychologa Hermanna Ebbinghausa, który zwrócił uwagę na zależnością pomiędzy upływem czasu a ilością przechowywanych w pamięci informacji. I tutaj kolejna zła wiadomość, uczniowie zapominają znaczną część tego co, wydawałoby się, przyswoili podczas zajęć.

NO WIĘC JAK TO JEST Z TYMI POSTĘPAMI?

Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Jednak my, w M&M Językowym Domu, wyposażone w odpowiednią wiedzę działamy tak, aby każdy uczeń miał szansę w końcu zacząć mówić. Co robimy? Kilka rzeczy. Ale po kolei. Przede wszystkim powtarzamy. Wiedząc jak działa nasz mózg, i jak przechowywane są w nim informacje wprowadzamy system powtórek, który nie ma nic wspólnego z odbębnianiem listy słówek przed sprawdzianem. Budujemy mapy myśli, robimy burze mózgów, tworzymy sieci powiązań między aktualnie przerabianym zagadnieniem, a tym omawianym na ostatnich zajęciach. Pozwalamy uczniom analizować i wyciągać wnioski a nie tylko lecieć z metodą zakuć, zdać zapomnieć. Co jeszcze? Jesteśmy wrażliwe na poszczególne etapy uczenia się. Obserwujemy kolejne fazy, przyglądamy się naszym uczniom i wspieramy każdego z nich indywidualnie. Nie zapominamy również o kontekście, szczególnie w przypadku maluszków. Często to bezpieczne otoczenie sali w M&M Językowym Domu pozwala im otworzyć się i z przyjemnością bawić się językiem angielskim. Dom jest już innym środowiskiem i dlatego często rodzic na zadane pytanie „Czego się dzisiaj nauczyłeś?” słyszy oklepane „Niczego.”. A u nas, maluch pięknie recytuje wszystkie wyliczanki, śpiewa piosenki i sypie słówkami jak z rękawa.

IT TAKES TIME

I być może najważniejsza kwestia: czas. Tak właśnie, czasami musi upłynąć trochę czasu zanim rodzic zobaczy te przysłowiowe postępy. Być może przedszkolak otworzy się dopiero w momencie kiedy rozpocznie edukację szkolną. A pierwszoklasista będzie potrzebował przeskoczenia do czwartej klasy żeby wszystkich zadziwić swoimi umiejętnościami. A może sama łatwość, z którą dziecko zacznie przyswajać języki obce w wieku dwunastu lat będzie dowodem na to że było warto. Uczenie się języków może być również sposobem na życie, metodą stymulacji mózgu, narzędziem do pracy nad sobą. Pozwólmy dzieciom rozwijać się, także językowo, w ich własnym tempie. Do tego właśnie chcemy was tym tekstem zachęcić.  


Jeżeli ciekawi Cię jakie mamy spojrzenie na postępy w M&M Językowym Domu i jak organizujemy naukę przeczytaj:

DZIECI OD 3. DO 7. ROKU ŻYCIA

DZIECI I MŁODZIEŻ OD 7. DO 15. ROKU ŻYCIA

Kategorie: Blog